Odkąd zamieszkałam w Bielsku-Białej, pokochałam Beskidy. Co prawda do wytrawnych piechurów nie należę, ale lubię raz na jakiś czas odpocząć na łonie natury. A jeśli dodatkowo, celem mojej wyprawy jest dobre jedzenie, motywacja wzrasta podwójnie! Jako mama, bardzo zwracam też uwagę na to co jemy. Dzisiaj dzielę się z Wami prawdziwymi schroniskowymi perełkami kulinarnymi.
Jedno jest pewne, czasy darmowego wrzątku w schroniskach już dawno za nami. Kiedyś miejsca te prowadzone były przez przewodników i ratowników. Teraz to taki sam biznes gastronomiczny, jak każdy inny. Ci, którzy prowadzą schroniska chcą zarabiać, bo sami za wszystko także muszą płacić. Miejsca te, walczą o klienta, m.in. polską, domową kuchnią. Zacznijmy może od częstej destynacji niedzielnych spacerowiczów, do którego prowadzi wygodna droga, którą spokojnie można pokonać także z dzieckiem w wózku.
Gospoda górska Dębowiec (525 m n.p.m.), tradycyjnie zwana „schroniskiem na Dębowcu”, kultywuje tradycje gospody górskiej, którą była już pod koniec XIX wieku. Jest jednym z ciekawszych miejsc spacerowych w obrębie Bielska-Białej. Słynie również z dobrej, domowej kuchni. My zwykle zajadamy się fasolką po bretońsku, a nasze pociechy domową szarlotką, czy klopsikami w delikatnym sosiku z marchewką i ziemniaczkami. Bardzo ucieszyła nas ostatnio możliwość płacenia kartą, a także krzesełko do karmienia. Co prawda tylko jedno, no ale dobre i to!
Szarlotka na zdjęciu tytułowym u góry
Największym atutem schroniska Stefanka na Koziej Górze (683 m n.p.m.), zaraz po umiarkowanej aktywności ruchowej, którą musimy się wykazać, jest bez wątpienia kuchnia… tradycyjna – polska, gdzie, jak zapewniają właściciele, zawsze i na miejscu są przygotowywane wszystkie potrawy. Naszej rodzinie najbardziej przypadły do gustu tradycyjne, ręcznie lepione pierogi z jagodami z pobliskich lasów. Lubimy tu wracać także z powodu sporego terenu rekreacyjnego wokoło oraz placu zabaw.
Schronisko na Hali Boraczej (854 m n.p.m.) do najładniejszych nie należy. Nie ma tu też zbyt dużo miejsca, jednak nic nie przebije jagodzianek własnego wypieku! Mają naprawdę solidną porcję nadzienia! Turyści, na profilu schroniska na Facebooku, wychwalają to miejsce także za kwaśnicę na żeberkach, pierogi z mięsem i nierozcieńczane piwo.
Dawni turyści wspominają schronisko na Magurce Wilkowickiej (909 m n.p.m.) jako miejsce dysponujące obszerną jadalnią i restauracją, która jednak w okresach wzmożonego ruchu turystycznego przypominała miejską piwiarnię… Nam kojarzy się z najlepszymi plackami ziemniaczanymi jakie jedliśmy w naszym życiu. Polecamy także drożdżówki cynamonowe własnego wypieku.
Tekst i zdjęcia: Anna Koczur – Redaktor Naczelna Magazynu „Beskidzka Mama”