Odwieczny temat dyskusji, i niestety coraz częściej konfliktów lub nieprzychylnej krytyki, zarówno ze strony restauratorów jak i rodziców.
Małe pociechy od dawna towarzyszyły przy stołach w lokalach gastronomicznych na różne sposoby. Przeróżne były ku temu powody. Od lokali z oddzielnym stołem dla dzieci, by nie przeszkadzały dorosłym, po miejsca z coraz większymi placami zabaw. Gdzie w tych sporach jest racja? Po czyjej stronie powinniśmy się postawić? Po stronie restauratora, który by uniknąć krytyki i nieprzyjemnych sytuacji oraz zapewnić sobie byt, prześciga się z innymi, nie zawsze na jakość jedzenia tylko na ilość atrakcji dla najmłodszych? A może po stronie rodzica, dla którego niekoniecznie ważne będzie, czy aby na pewno ten kurczak w panierce dla najmłodszego nie jest naszpikowany antybiotykami, lecz by usadzić dziecko w wydzielonym miejscu, coraz częściej z animatorką, i mieć tę godzinę, czy dwie „spokoju”?
Trzeba tutaj nazwać rzeczy po imieniu – czasy się zmieniają i nie powstrzyma tego nikt. Kultura jedzenia również się zmienia. Podobnie jest z wychodzeniem do lokali gastronomicznych z dziećmi.
Kilkanaście lat temu, gdy nie było tylu restauracji, każde wyjście z całą rodziną służyło nie tylko wspólnemu zjedzeniu „niedzielnego obiadu”. Rodzice przede wszystkim pokazywali nam, wtedy najmłodszym, jak powinniśmy się zachować, jak jeść, dlaczego nie powinniśmy przeszkadzać dorosłym lub jak używać sztućców. Nie mówię, że wszyscy, ale większość rodziców uczyło podopiecznych przede wszystkim kultury, zachowania przy stole i szacunku do jedzenia, miejsca w którym się znajdują. Czasem szantażem, ale jednak. To wyjście „od czasu do czasu” lub „raz na rok” dla wielu było wydarzeniem, dla wielu nadal jest. Cała rodzina przy jednym stole, gdzie w pewien sposób wprowadzamy dzieci w inny świat, uczymy i przygotowujemy do dorosłego życia.
Zmiany, zmiany, zmiany… czy na lepsze? Coraz więcej rodziców wybiera lokale, gdzie ich pociechy będą mogły się czymś zająć, gdzie oni sami będą mogli posiedzieć „w spokoju” ze znajomymi. Niestety tak to w wielu przypadkach wygląda. O ile obecność przewijaka, czy miejsca do karmienia niemowląt może być dla mnie jak najbardziej zrozumiała, o tyle place zabaw wewnątrz lokali, animatorki czy coraz większa mnogość rozrywek dla najmłodszych już nie. Nie dla tego wychodzimy z dziećmi do lokali gastronomicznych, lecz dla wspólnie spędzonego czasu przy stole ucząc, zachowania i nowych smaków.
Należy też pamiętać, że nie jest obowiązkiem restauratora posiadania tych wszystkich rzeczy. Niektórzy po prostu nie mają na nie miejsca w swoich restauracjach lub najzwyczajniej nie życzą sobie, by najmłodsze pociechy biegały po lokalu. Może skończyć się to nieprzyjemnym wypadkiem i winy będziemy szukać u innych. Kelnerzy z gorącymi talerzami, zabawy dzieci przy drzwiach, gdzie inni goście lub obsługa może naszej pociechy nie zauważyć… Okoliczności, które mogą zaszkodzić najmłodszym, może być więcej. Restauracja jest miejscem spożywania posiłku, wspólnego biesiadowania. Place zabaw są do zabawy i niektórzy o tym zapominają.
Wybierając miejsce, gdzie wraz z dziećmi zjemy obiad lub tylko deser np. w postaci lodów, najlepiej kierować się tym, co tak naprawdę nasz potomek może zjeść. Czy to, co dostanie na talerzu jest pełnowartościowe dla człowieka w tym wieku, czy jest wystarczająco świeże i najwyższej jakości. To, co zje w danym miejscu, powinno być dla nas priorytetem, a to że zje z nami przy stole, równie ważne. Dokładamy w ten sposób kolejny puzzel do układanki naszego dziecka w drodze do dorosłości. Każdy człowiek wynosi dużą część wiedzy z domu. Tym bardziej dzieci, które uczą się wszystkiego nieraz szybciej, niż ich rodzice i jeśli sami będziemy uświadamiać je, co powinny jeść, któregoś dnia przyjdą i powiedzą, że wolą zjeść coś innego, zdrowszego. Wybierając zatem lokal, warto postarać się, by to, czym karmione są nasze dzieci, było jak najlepsze. Byśmy sami postarali się o ich „kulinarne” wychowanie, a nie za każdym razem szukali kącika, żeby pociecha miała zajęcie.
Zatem zanim skreślimy jakieś miejsce z powodu braku zabawek, czy kącika, pomyślmy, do czego tak naprawdę stworzone zostały restauracje. Powyższe „braki”, tak naprawdę brakami nie są. Jakość i kultura jedzenia, nauka cierpliwości, wspólnie spędzony czas przy stole i rozmowa, czy chwila oddechu od rozkrzyczanych pociech?
Autor: Bartosz Gadzina