Zioła od wieków uważane są za zdrowe, zarówno te świeże, jak i suszone. Niejednokrotnie można usłyszeć o pozytywnych, dla naszego organizmu, właściwościach obu form. Nie miejsce, by sprzeczać się, które tak naprawdę są dla nas lepsze. Ci, którzy piją napary, wybiorą suszone. Ci, którzy gotują, zapewne sięgną po świeże, dużo bardziej aromatyczne. Wiele ziół ma przypisane nawet po kilkanaście właściwości leczniczych, lub wspomagających organizm. W każdej formie są zatem dla nas dobre!
Jak sobie radzić w zimie, by nie zabrakło ich w naszej diecie?
Dzikie zioła już za chwile przykryje śnieg. Wiele z nich przekwitło, obsycha lub przeszło w stan wegetacji. Są jednak takie, których właściwości możemy szczelnie zamknąć i przechować przez zimę. Jednym z nich jest chociażby krwawnik, który działa bakteriostatycznie i przeciwzapalnie. Gorycz, wszechobecna w krwawniku, dobrze wpływa na nasz układ pokarmowy i wątrobę. Śmiało, jeszcze o tej porze roku, możemy go zebrać, ponieważ całkiem nieźle znosi przymrozki. Póki nie zasypie go śnieg, można go ususzyć w piekarniku. Warto zatem, przed nadejściem zimy, poszukać czegoś zielonego na łące, co przyda się i w kuchni, i w domowej apteczce.
Lepiej kupić świeże?
Oczywiście, że nie. Okres zimowy w naszej części geograficznej nie sprzyja otwartej hodowli roślin. Większość z nich pochodzi z całorocznych szklarni lub z importu. W wielu przypadkach można poddać dyskusji ich „naturalne” pochodzenie. Jeśli chcemy mieć 100% pewności, że to, co jemy, nie było opryskiwane, że nie ma w sobie więcej substancji toksycznych, niż leczniczych, wyhodujmy sobie zioła sami.
Jeśli macie dostęp do sadzonek od sprawdzonego hodowcy, możecie przyspieszyć zbiory. Jeśli nie, pozostają nasiona, doniczka, trochę ziemi i cierpliwość. Efekt na pewno będzie wart czekania. Większość roślin kiełkuje już po kilku godzinach. Inne po kilku dniach, co w gruncie rzeczy jest dobre, bo nasze zbiory możemy podzielić. Część ziół możemy wykorzystać jeszcze jako młode, silnie wybijające się kiełki o trochę delikatniejszym smaku, a część zostawić, by urosła jako większe, mocno intensywne.
Możliwości i sposobów mamy wiele, wszystko zależy od tego, do czego i jak chcemy je wykorzystać.
A możemy zasiać absolutnie wszystko, jeśli tylko zapewnimy naszym roślinom odpowiednie warunki. Czy to do użytku czysto kulinarnego, czy patrząc przez pryzmat zdrowia. Nie ma nic lepszego jak kropka nad „i”, którą potrafią być nasze zielone rośliny.
Nie popełniajcie też błędu wielu osób i nie dodawajcie ziół tylko na koniec, jako dekoracja, czy ostatni akcent. Oczywiście świeżość w wielu przypadkach jest kluczowa, ale nie bójcie się gotować z ziołami. Podzielenie ich na część do gotowania i część do dodania na sam koniec, da nie raz dużo lepszy efekt. Stracą kolor? W większości tak, ale smak i aromat się podwoi. Smażąc na patelni lub grillu, na przykład pierś z kurczaka, dodajmy trochę świeżego tymianku lub szałwii, a nasze danie nabierze nowego wymiaru. Nie dość, że szałwia pomoże poprawić pamięć i funkcjonowanie mózgu, to doda kurczakowi skrzydeł, a naszemu gotowaniu nowego wymiaru.
Używając ziół przede wszystkim do samego gotowania, a mając na parapecie własne, świeże i z pewnego źródła, tylko zyskacie na zdrowiu i smaku w te zimowe dni. Trochę wytrwałości, zaangażowania i nie tylko będziecie mieli stały dostęp do aromatycznych liści, ale równie efektowną dekorację. I pamiętajcie, nie wyrzucajcie tych już obciętych. Dobrze zakorzenione i pielęgnowane zioła będą wam odrastać. Oczywiście te jednoroczne i wieloletnie inaczej, ale póki nie zakwitną, lub nie przejdą w okres wegetacji, będziecie mogli się cieszyć stałym dostępem do nich. A jeśli macie ogródek, możecie w nim śmiało po zimie zasadzić te bardziej odporne na nasze warunki atmosferyczne .