Rozsmakuj się

Z balkonu na talerz, czyli warzywniak za oknem!

Rozmowa z Anitą Szymańską, która ponad 10 lat uprawia warzywa w przydomowym ogródku, dzięki czemu zapewnia swojej 5-osobowej rodzinie zapotrzebowanie na zieleninę w około 70-80%. Prowadzi profil na Instagramie 4.pory, na którym na bieżąco relacjonuje swoje uprawy. Wydała także e-booka: „Warzywnik. Jak zacząć? Czyli zróbmy sobie jedzenie”.

Anito, jestem totalnym laikiem, jeśli chodzi o uprawę roślin. Kiedy jest najlepszy czas, aby rozpocząć swoją przygodę z warzywniakiem i czy da się to zrobić na osiedlowym balkonie?

Zawsze jest najlepszy czas, żeby zacząć uprawiać własne warzywa, ale zgodnie z rytmem natury – najlepiej zrobić to wiosną. Jeśli posiadamy ogród, niektóre prace przygotowawcze można rozpocząć już jesienią po to, by w marcu czy kwietniu mieć gotowe grządki pod siewy. Wiele osób robi własne rozsady z nasion, ale ja na początek polecam kupienie sadzonek na targu. W kwietniu zaczynają się pojawiać rozsady sałaty, kalarepy, kapusty, a w maju pomidorów czy ogórków.

Dysponując jedynie balkonem mamy całkiem sporo możliwości, aby wyhodować coś, co znajdzie się na naszym stole. Coraz więcej osób, zamiast kwiatów czy „składziku na graty”, zamienia swój balkon w oszałamiający mini-warzywnik. Oczywiście, wymaga to pewnej gimnastyki, zastanowienia się, jak zaaranżować tak małą przestrzeń. Ale wracając do pytania, oczywiście że się da! Jak mawia znane powiedzenie – trzeba tylko poszukać sposobów.

Ja mam bardzo nasłoneczniony balkon. Jakie warzywa mogłabym zasadzić? Od których najlepiej zacząć, aby się nie zrazić?

Planując uprawy na balkonie bardziej lub mniej słonecznym, zawsze musimy wziąć pod uwagę, że donice wypełnione ziemią wysychają szybciej, niż grządki w gruncie. Dlatego musimy pamiętać o podlewaniu wtedy, kiedy potrzeba. Ja mam na to własny „test palucha”. Wkładam palec do ziemi i sprawdzam, czy jest mokra. Jeśli w pełni lata wyjedziemy na urlop i nie powierzymy komuś podlewania naszego królestwa, to mamy pewne, że cała uprawa padnie, nie z powodu „braku ręki do roślin”, ale braku wody.

Tak naprawdę rośliny, by dobrze rosnąć, potrzebują trzech podstawowych rzeczy: składników odżywczych, wody i słońca. Cała reszta jest tylko wsparciem. Jeżeli mamy słoneczny balkon, to warzywa trzeba podlewać częściej. Do roślin, które lubią słońce i ciepło należą pomidory, papryki, bakłażany. Wszystkie świetnie czują się w donicach z żyzną ziemią. Na mały balkon polecam przede wszystkim niskie odmiany pomidorów, tzw. dwarf, które dają zarówno małe owoce (koktajlowe, cherry) jak i średnie. Ich bajeczne kolory będą nie tylko ładnie wyglądać na talerzu, ale też ozdobią balkon. Ponadto, na obu ścianach bocznych balkonu, można zainstalować coś w rodzaju siatki (pergoli), po której piąć się będzie fasolka szparagowa tyczna lub ogórki. Fasolę możemy też rozmieścić na linkach prowadzonych od balustrady do sufitu. Stworzy nam wtedy „zielony parawan”, oddzielając od otoczenia.
Mniej słoneczny kąt, można przeznaczyć na uprawę sałaty lub super łatwej i coraz częściej spotykanej mizuny czy musztardowca. Zawsze trzeba brać pod uwagę nośność balkonu – donice wypełnione ziemią, zwłaszcza mokrą, sporo ważą.

Czy są jakieś rozwiązania dedykowane typowo balkonowym przestrzeniom? W Twoim ogródku 
widziałam szklarnię. Czy da się coś takiego zaaranżować na niewielkiej balkonowej przestrzeni, czy bardziej polecasz zwykłe donice?

Dokładnie u siebie mam tunel foliowy, a w tym sezonie planuję postawić kolejny. Jest to najlepsze rozwiązanie dla pomidorów, które „nie lubią” wody na liściach – szybko wówczas łapią choroby grzybowe, ze słynną zarazą ziemniaczaną na czele. Na balkonie nie bawiłabym się w takie rozwiązania, mamy przecież zadaszenie. Polecam solidne przemyśleć aranżację balkonowego warzywnika – które rośliny wymagać będą więcej miejsca, a które mniej oraz jak zapewnić im dostęp do światła przez cały czas wzrostu. Nie zapomnijmy o stoliczku i krzesłach. Nie ma przecież nic przyjemniejszego, niż usiąść rano z kubkiem kawy latem i chłonąć zapach naszych świeżych warzyw!

Jakie trudności napotkałaś przy uprawie warzyw? Szkodniki, choroby, a może coś innego?

Oczywiście każdy uprawiający warzywa spotyka się z problemami i jest to coś całkowicie naturalnego. Najważniejsze, by się nimi nie przejmować i szukać rozwiązań. Ja staram się uprawiać warzywa jak najbardziej naturalnie. W końcu po to mamy warzywniki, żeby móc cieszyć się jedzeniem bez oprysków. Paskudnym stworem, który nęka każdego ogrodnika, są ślimaki. Potrafią w jedną noc wyjeść wszystkie sadzonki ogórków. Paskudztwa!
Oczywiście ból serca powoduje wspomniana wcześniej zaraza ziemniaka atakująca pomidory. A ponieważ ja, w swoim ogrodzie, uprawiam odmiany tzw. kolekcjonerskie, powszechnie niedostępne – staram się chronić pomidory pod osłonami. Wiele szkody może wyrządzić też pogoda. Porywisty wiatr czy grad.

Czy da się uprawiać warzywa całkowicie bez użycia sztucznych nawozów?

Tak, jak najbardziej! Właśnie po to zakładamy własny warzywnik, by uniknąć tego, co w masowej produkcji warzyw jest najgorsze: długiego łańcucha dostaw, pestycydów, magazynowania, pakowania w folię i przechowywania. To wszystko sprawia, że warzywa, które są naszym witaminowym skarbem, tracą na jakości. W moim ogrodzie stosuję naturalne sposoby: robię własny kompost, używam obornika zwierzęcego, zrębek do ściółkowania i zielonych nawozów na poplon. Zbieram też rośliny polne i robię z nich niezwykle aromatyczne gnojówki 🙂 Jeśli nie mamy takich możliwości, wybierajmy naturalne środki wspomagające nasze rośliny. Uprawiajmy je w kompoście, a obornik kupujmy granulowany (sąsiedzi nas za to nie znienawidzą).

Czy chciałabyś przekazać coś czytelnikom magazynu Gastro Smakuje?

Przede wszystkim, żeby nie bać się uprawy własnych warzyw i być otwartym na wiedzę i doświadczenie. Niestety daliśmy się porwać tzw. „wygodzie” współczesnego świata. Łatwiej i szybciej jest kupić ładne i estetycznie zapakowane pomidory w sklepie. Ale czy zdrowiej? Z mojego przydomowego warzywnika i jagodnika zebrałam w zeszłym roku ponad 700 kg plonów! Mam w nim niemal wszystko i to w odmianach, których nigdy nie znalazłabym w sklepie czy na bazarku.

Myślę, że każdy z nas, na miarę swoich możliwości, może zrobić krok w kierunku „uprawiania” jedzenia. Własne warzywa to ogromna radość i satysfakcja, zwłaszcza kiedy dumni postawimy je na stole. Starszemu pokoleniu dobrze znany jest ten temat. Ja jednak widzę, że coraz więcej młodych ludzi do tego wraca. Wielu z nas dostrzega, że pustynia przed domem, w postaci jednorodnego trawnika, nie jest aktywnym ekosystemem. Dlatego całym sercem jestem za hasłem „Zmieniajmy trawniki na warzywniki!” – bo w tym jest sens, ekologiczny i ekonomiczny. Życzę Czytelnikom Gastro i Bielsko Smakuje wszystkiego zielonego!


Rozmawiała: Anna Koczur, Redaktor Naczelna www.beskidzkamama.pl | Fot. Archiwum prywatne Anity Szymańskiej